Sintra - miejsce, które zapamiętam na długo.
Ostatnim i najważniejszym przystankiem podczas wyjazdu do
Portugalii była Lizbona. Jednym z moich marzeń
było szwendanie się górzystymi uliczkami, którymi jeżdżą zabytkowe, żółte
tramwaje. Jak się okazało, czasem nie cel podróży jest najważniejszy, a sama droga...
Był koniec września. Wiał silny, lecz ciepły wiatr. Do Sintry przyjechaliśmy późnym wieczorem. Miasto oddalone jest od stolicy Portugalii
tylko o 30 kilometrów, a z samego centrum dojeżdża tu bezpośredni pociąg. Z
tego powodu nie ma w tym mieście wielu miejsc noclegowych, lecz jeśli tak jak
ja macie ochotę tu zostać, wybierzcie The Five House – maleńki, skromny
pensjonat prowadzony przez cudownych właścicieli, którzy co rano serwują pyszne
śniadania. Cisza panująca wokół otoczonego mnóstwem zieleni pensjonatu, przepiękne
stare meble i mapa, na której goście zaznaczają skąd przyjechali –
to wszystko sprawia, że panująca tu atmosfera jest wręcz magiczna.
Do centrum podobno mamy zaledwie 15 minut. Po drodze mijamy piękny taras widokowy, z którego podziwiamy
górujący nad miastem Zamek Maurów, a sami idziemy w stronę białych stożków. Przez to ciągłe zatrzymywanie się, by zrobić kolejne zdjęcia, droga zajmuje nam około godziny.
W ten sposób dochodzimy do Pałacu Narodowego, w środku którego
podziwiać możemy Salę Łabędzią, ogromną ilość portugalskich azulejos oraz przyjrzeć się z bliska niesamowitym zdobieniom sufitów. Koszt wejścia to 9.50 €, a sam plac znajdujący się przed Pałacem jest doskonałym miejscem do rozpoczęcia zwiedzania Sintry.
podziwiać możemy Salę Łabędzią, ogromną ilość portugalskich azulejos oraz przyjrzeć się z bliska niesamowitym zdobieniom sufitów. Koszt wejścia to 9.50 €, a sam plac znajdujący się przed Pałacem jest doskonałym miejscem do rozpoczęcia zwiedzania Sintry.
Następnie ruszamy w kierunku parku, który pełen jest niesamowitej,
dzikiej roślinności, schodów stworzonych z pieńków drzew, małych
strumyczków, a także magicznych drewnianych altanek. Będąc tam można zapomnieć o
wszystkim. Wędrując do góry nie myśli się o liczbie pokonanych kilometrów, a o
cudach natury, które nas otaczają. Dochodzimy do punktu widokowego, w którym
następuje rozdzielenie dróg. Aby dojść do Zamku Maurów należy skręcić w lewo, w prawo natomiast do
Pałacu Pena. My ruszamy w stronę tego pierwszego.
Zamek Maurów
Położony na szczycie wzgórza średniowieczny zamek, zbudowany został przez Maurów
podczas ich panowania na Półwyspie Iberyjskim. Trudno sobie wymarzyć lepsze
położenie dla miejsca, które stanowiło twierdzę ochronną. Jednak gdy pomyślałam sobie, że ktoś te cegły na górę musiał wnieść, zaczęłam szczerze współczuć
twórcom tego przepięknego miejsca, a jednoznacznie zazdrościć im ponadprzeciętnej kondycji :)
Dla mnie to miejsce jest wyjątkowe. Gdy pierwszy raz wyjrzałam
zza rogu zamku, łzy same zaczęły napływać mi do oczu. Dotarło do mnie jak mali
jesteśmy wobec całego świata, a przede wszystkim jaką ja jestem szczęściarą. Chyba właśnie dla
takich chwil warto żyć.
A widoki.. aaaaach, co tam są za widoki! Z ruin zamku można
podziwiać nie tylko okoliczne lasy i pałace, ale również centrum Sintry, a
nawet Lizbonę. Co ważne nie jest to miejsce wypełnione po brzegi turystami, a
koszt wejścia to 8€.
Pałac Pena
Następnie ruszamy w stronę Pałacu Pena, do którego z Zamku Maurów
jest już naprawdę blisko.
Na wstępie wybieramy rodzaj biletu, który chcemy zakupić. Do
wyboru mamy wstęp wyłącznie do ogrodów oraz bilet łączony – pałac plus ogrody. Pierwszy kosztuje 7,5€, drugi natomiast 14€. Moim zdaniem warto pokusić się o ten droższy. Przy wejściu rozdawane są mapki.
Pałac Pena przez wielu Portugalczyków opisywany jest jako
kwintesencja kiczu, jednak oficjalnie uznany jest jako arcydzieło pochodzące
z okresu romantyzmu. Nie bez powodu został on wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Różnokolorowe wieże, azulejos i
rozpościerający się wokół widok sprawiają, że miejsce to wygląda niemalże bajkowo.
Kiedyś stał tutaj klasztor, który podobnie jak Zamek Maurów,
został doszczętnie zniszczony podczas trzęsienia ziemi. Na miejsce klasztoru
postawiono ekstrawagancki budynek, który stanowić miał letnią rezydencję dla
królewskiej rodziny. Wnętrza przyprawiają o zawrót głowy, a taras jak
zwykle oferuje niezapomniane widoki.
Pałac otoczony jest pięknymi, lecz mrocznymi ogrodami, w
których odpocząć można od tłumów zwiedzających wnętrza. Park ten jest pełen
krętych ścieżek, ławeczek, małych jezior i uroczych mostów. Ze względu na specyficzny
mikroklimat Sintry, ogrody te porastają nietypowe gatunki roślin takie jak
cyprysy, magnolie czy nawet eukaliptusy.
Czas powoli wracać. Tym razem niestety nie udało nam się zobaczyć Quinta
da Regaleira, które na zdjęciach
robi gigantyczne wrażenie. Może gdyby nie to, że zrobiłam po drodze dziesięć tysięcy zdjęć, zdążyłabym zwiedzić to miejsce. Cóż, kiedyś będzie trzeba
tu wrócić.
Tymczasem po dniu
pełnym wrażeń ruszamy w stronę maleńkiego, ale jakże uroczego Starego Miasta.
Czas na chwilę wytchnienia przy kieliszku (najlepiej całym dzbanku) pysznej
Sangrii oraz talerzu wyjątkowych portugalskich serów. Koniecznie w jednej z
tych wąskich uliczek.
Jak mówi jedno z
powiedzeń: „Zobaczyć cały świat, a nie widzieć Sintry, to nic nie zobaczyć.” Sintra
to owiane tajemnicą miasteczko pełne magii. Warto tu przyjechać, choćby kosztem
jednego dnia spędzonego w Lizbonie. Nie pożałujesz, obiecuję. Ja zapamiętam to miejsce na zawsze.
Kawał dobrej roboty.To Wielka przyjemność czytać takie relacje z podróży i choć tylko słowami poznawać świat.Czekam na więcej
OdpowiedzUsuńDziękuję całym serduchem! :)
Usuń